prof. Wanda Szczepuła patronką tramwaju

W piątek 9 kwietnia 2021 r. na tramwaju Pesa Jazz Duo o numerze bocznym 1072 uroczyście odsłonięto napis z imieniem i nazwiskiem nowej patronki – prof. Wandy Szczepuły.

Laudacja 9.04.2021

Wanda Szczepuła, pierwsza kobieta profesor na Politechnice Gdańskiej.

Była feministką, choć w latach gdy robiła karierę naukową takich określeń używało się chyba rzadko. Ale myślę, że byłaby z niego zadowolona. Uważała, że dominacja męskiego punktu widzenia to w wieku dwudziestym anachronizm.

– Choć na wydziale chemicznym studiuje sporo dziewczyn, wiele bardzo zdolnych,  to na uczelni zostają nieliczne –  ubolewała. – Kobiety powinny realizować się także w pracy naukowej i na kierowniczych stanowiskach!

W katedrze Mikrobiologii Technicznej na Wydziale Chemicznym Politechniki Gdańskiej, którą kierowała, zatrudniała przede wszystkim kobiety. I dobrze im się pracowało.

Zawsze wstawała o świcie. O szóstej, czasem nawet o piątej. Było to denerwujące, bo budził się też jej ukochany jamnik i zaczynał poranny obchód sprawdzając, czy wszyscy członkowie rodziny są w domu.

– Rankiem umysł najlepiej funkcjonuje – tłumaczyła znad książki, popijając kawę i notując coś na kartkach wyrwanych z zeszytu. Podczas wykładów nigdy z tych notatek nie korzystała. Mówiła „z głowy” i często popadała w dygresje.

Studenci ją lubili i szanowali, za interesujące wykłady i za życzliwość jaką im okazywała. Gdy była prodziekanem do spraw studenckich na Wydziale Chemicznym dostała od nich Złotą Odznakę Zrzeszenia Studentów Polskich. Nieczęsto profesorowie otrzymywali takie odznaczenia! Była naprawdę dobrym i empatycznym człowiekiem. Jeśli tylko mogła – pomagała.

Pochodziła z Tarnopola leżącego na Kresach Wschodnich. Wyjeżdżając na studia do Lwowa, nie mogła przewidzieć, że opuszcza rodzinne miasto na zawsze. Była świetną studentką i marzyła, by pracować naukowo na Politechnice Lwowskiej.

Koniec końców jako dwudziestokilkuletnia uciekinierka z sowieckiego imperium  dotarła wraz z mężem do zrujnowanego Gdańska. Dlaczego akurat tu? Bo tu na nowo  organizowała się politechnika!

Na gdańskiej uczelni z wielką determinacją i energią pięła się po stopniach naukowej kariery. Doktorat, habilitacja i tak dalej…

Uważała jednak, że uczony powinien współpracować z przemysłem, a nie tylko uprawiać czystą naukę. Opatentowała kilka wynalazków, a jej pomysły, unikalne w skali światowej, przyniosły polskiej gospodarce milionowe oszczędności. No i nie zapominajmy o lodach! Miała duży udział w uruchomieniu produkcji słynnych lodów Calypso i przez wiele lat doradzała ich gdańskiemu wytwórcy.

W 1972 roku, jako pierwsza kobieta na Politechnice Gdańskiej otrzymała tytuł profesorski.

Wykształciła kilka pokoleń inżynierów, mężczyzn i kobiet. Popularne dziś hasło: „Dziewczyny na politechniki” byłoby jej bliskie i poparłaby je z entuzjazmem.

– Myślcie samodzielnie – zachęcała. I cytowała Kartezjańską maksymę, która była jej życiowym mottem: Cogito ergo sum.

 

Barbara Szczepuła – Ponikowska, córka prof. Wandy Szczepuły wspomina:

Mama mieszkała z nami w domu przy ulicy Ludowej na Strzyży przez ostatnie lata życia. Mawiała, że Strzyża to taki gdański Sopot. To był w jej ustach komplement bo w Sopocie mieszkała przez wiele lat.

Raz w miesiącu przyjeżdżali na Ludową jej brydżowi partnerzy. W lecie po kilku robrach siadano do podwieczorku na tarasie, z widokiem na Bukową Górkę.

Mawiała, że brydż, podobnie jak lektura, dobrze wpływa na samopoczucie i utrzymuje w dobrej kondycji. Dużo czytała, chętnie pozycje dotyczące Gdańska, szczególnie lat opisujących koniec wojny, kiedy to wraz z mężem przyjechała do Gdańska. Lubiła  „Weisera Dawidka” Huellego, którego akcja dzieje się w naszej dzielnicy, także „Hannemana” Stefana Chwina,

Kiedy nasz syn poszedł do pierwszej klasy, babcia odprowadzała go do szkoły przy ulicy Wilka-Krzyżanowskiego bo na ruchliwej ulicy Chrzanowskiego nie było jeszcze sygnalizacji świetlnej. Popołudniami uczyła się z nim angielskiego, biologii i chemii. Szkoła sąsiadowała z blokami „politechnicznymi” więc w klasie Pawła było jeszcze kilkoro wnuków byłych profesorów z Wydziału Chemii Politechniki Gdańskiej – profesora Tasznera, profesor Libusiowej i profesora Rozmeja.

Mama polubiła nasz dom i to miejsce pod lasem, a obserwacja, karmienie i podpatrywanie życia ptaków sprawiało jej wiele przyjemności.

Lubiła też księży Zmartwychwstańców i chodziła do kościoła, który jak „samotny, biały żagiel” wyłania się z lasu.